
 |
3.10.2005
Kociaki zaczynają łazić po posłaniu. Do tej pory odbywało się to metodą pływania żabką po suchym. Teraz maluch z ogromnym wysiłkiem dźwiga odwłoczek i niezmiernie skoncentrowany na wykonaniu zadania przekłada łapki. Ruch do przodu nieźle się udaje. Ciężka łepetyna ciągnie całego podróżnika do przodu - trzeba tylko przebierać łapkami, a wyprężony do tyłu ogonek pełni rolę steru. Najgorsze są momenty po zatrzymaniu machiny puszczonej w ruch. Dźwigany na cienkiej szyi łepek zaczyna się niebezpiecznie chwiać, drgania przenoszą się na odwłoczek, ogonek drży z wysiłku. W końcu całe ciałko wpada w rezonans, łapki się poddają, brzuszyna rozpłaszcza na posłaniu, a łepetynę stabilizuje dotykający podłoża nos. Malec odpoczywa po wielkim wysiłku, potem ponawia próbę.
Czworonoga najlepiej udaje Cibi. Nie ma aż tak dużego brzuszyska do dźwigania, ale przez długą szyjkę ma największe problemy ze stabilizacją łebka. Cortina ze względu na ledwie kilkumilimetrowy prześwit między posłaniem a brzuszkiem musi wytrwale ćwiczyć pompki. Caron najbardziej leniwie zabiera się do nauki pokonywania przestrzeni. Uważa, że jak wystarczająco głośno się rozedrze i tak matka przyciągnie ją do siebie łapą. Niestety ma rację.
4.10.2005
Najbardziej lubię patrzeć na kocią rodzinkę w czasie toalety maluchów. Sońka nie jest tak wstydliwa jak Bajra, która nie pozwalała na podglądanie w intymnych chwilach.
Sońka nie ma takich problemów. Myje maluchy nie zważając na nic. Również na ich protestujące piski. Oj, nie lubimy być myci - zwłaszcza po łepetynie. Ale gdy jęzorek mamci schodzi coraz niżej, piski zaczynają zmieniać się w rozkoszne pomrukiwania. Wreszcie mama przewraca kociaka grzbiecikiem w dół i zaczyna go wysadzać. Wtedy kociak z rozkoszą pręży się pod dotykiem matczynego jęzorka, gmeranie łapkami zamiera, a na malusieńkim pyszczku pojawia się błogi wyraz ulgi. Toaletę kończy ogólny uczes pod włos i małe punki zabierają się do kolejnego śniadania/II śniadania/przekąski/obiadu/podwieczorku/kolacji.*
Sońka zadowolona z wyniku zabiegów toaletowych rozkłada się tak, by każdy wrzaskun miał jak najlepszy dostęp do bufetu.
Dziś grubasek Cortina ważyła równe 300 gramów. Tuż za nią Caron - 290 gramów, Cibi dzielnie goni siostry - 246 gramów.
*Niepotrzebne skreślić, zależnie od pory dnia.
9.10.2005
Maluchy zaczynają już nieco przypominać koty. Siadają na tyłeczkach podpierając się przednimi łapkami. A kobitki mają zęby! Włożyłam umyty starannie palec w pyszczydło i powitałam ostre igiełki. Biedna Sońka. Chłopakowi zęby jeszcze nie przebiły się przez dziąsła, więc w celu przyspieszenia procesu gryzie siostry w to, co mu wpadnie do pyszczka.
W poniedziałek maluchy dostaną kojec i zdejmę podwyższenie wejścia do budki. Zobaczymy jak sobie poradzą z Wielkim światem 1.20x80 cm. Czas najwyższy, bo już pchają się do matki leżącej poza budką, a nie chcę ich zbierać po całym pokoju.
Tak nastąpi koniec okresu żłobkowego i zacznie się przedszkole.
10.10.2005
W życiu kociaków zaczął się też etap, określany przez mojego męża jako Koszyk snów. Widzą już całkiem nieźle, słyszą doskonale i mają bardzo wrażliwy słuch. Po zaśnięciu małe ciałko zaczyna drgać: podryguje łapina, mordeczka zaczyna mlaskać, oblizywać się, strzyże jedno, potem drugie ucho. Zaczyna przechodzić fala drgań. Ogonek podwija się pod łapki. Kociak przeciąga się, przez sen sięga mordeczką do futerka siostry lub brata, zaczyna cmokać. Cibi celuje w zasypianiu z własną łapiną w mordeczce - przednią lub tylną, bez różnicy. Tak maluchy przeżywają emocje całego dnia.
15.10.2005
Kociaki odkryły większą przestrzeń. Sońka ułożyła się obok posłania i cała trójka wędruje przez próg do cyca. Niestety, przygotowany kojec został oprotestowany przez Sońkę. Porozumienie, co do lokalizacji posłania dla kociąt uzyskano po długich i wyczerpujących obydwie strony negocjacjach.
Do łask wróciło stare, okrągłe posłanko ustawione koło fotela i prowizorka z kartonu zamiast kojca. No, cóż
siła wyższa.
Kiedy kociaki zaczną się bardziej sprawnie poruszać, prowizorka zostanie połączona z kojcem. Będą mieć willę z tarasem i garażem.
Maluchy są bardzo zabawne. Co chwila zdobywają kolejną nową umiejętność:
- umiemy robić "koci grzbiet",
- drapanie się tylną łapką za uchem wymaga maksimum koncentracji i balansu ciałem, ale czasem pazurek dosięga celu
- pacanie brata/siostry łapką po łebku wychodzi perfekcyjnie,
- testowanie odporności rodzeństwa na szczypanie zębami po brzuchu opanowały na piątkę, a wrzask szczypanego podrywa mnie i Sońkę na równe nogi
- wzajemne lizanie się po futerku powoduje, że babcia mocno się zastanawia: Gdzie ty się tak zamoczyłeś?
Umiejętności indywidualne.
Cibi - przyciąganie przednią łapką tylnej i wsadzanie sobie jej do pyszczka.
Caron - ssanie ucha brata. Jego protesty odnoszą mierny skutek.
Cortina - zapasy w stylu sumo, czyli obezwładnienie rodzeństwa przez nakrycie tłustym ciałkiem. Spod spodu wydobywa się przyduszone popiskiwanie.
Umiejętności grupowe.
Cibi i Caron - używanie Cortiny jako poduszki do snu.
Cortina wzięta na ręce i zbliżona do twarzy w skupieniu wodzi swoim mokrym noskiem po moim nosie. Kiedy Cibi widzi, że siedzę przy posłaniu pcha się na kolana, przeciągając ciałko nad brzegiem. Wzięta na ręce zaspana Caron potrafi przyprawić o zawał udając trupka.
Rośniemy, rośniemy. Jeszcze dzień, dwa i będzie po pół kilo kota każde.
17.10.2005
Już teraz, kiedy nie śpią, robią poważną konkurencję telewizji i netowi. Nie wyobrażam sobie nawet, co będzie za jakieś dwa tygodnie, kiedy zacznie się nauka. W planach bardzo poważne tematy seminariów: Jak bezszkodowo używać kuwetki? Oraz: Miseczka z kaszką - przeciwnik czy przyjaciel?
Waga każdej panienki przekroczyła już magiczne pół kilograma. Kocurek ma trochę do nadrobienia. Jest za to najsprawniejszy - już zaczyna biegać, nie zwracając uwagi na to, że jeszcze nie opanował do końca chodzenia. Jest niecierpliwy i działa szybko, co czasami kończy się nieplanowanym przewrotem przez łepek. Nie zraża go to zbytnio, bo hołduje zasadzie: Hajda do przodu! Drzewa, ludzie i inne przeszkody z drogi, bo przejadę! Jest też najlepszy w technikach podgryzania. Ząbki wyrosły mu może dzień później niż siostrom, ale za to doskonale wie jak ich używać.
18.10.2005
Kocięta zdobyły sprawność taternika. Usiadłam w kojcu ze skrzyżowanymi nogami. Pierwszy był Cibi. Odważnie wspiął się na uskok Stopy, potem dotarł do przełomu Kolana. Dzielnie używając pazurków jako sprzętu taterniczego podjął wyzwanie przejścia skłonu Uda. Wymagało to maksimum uwagi, bo wystarczy jeden nieuważny ruch, a po obu stronach czyha przepaść. Łepek kołysał się z wysiłku i koncentracji, ogonek sterował ciałkiem balansującym nad przepaścią. Uff. Wysiłek uwieńczył odpoczynek w Trzeciej bazie w Zagięciu Ramienia.
Caron dzielnie podjęła wyzwanie. Posuwając się po przetartym szlaku wybrała jednak złą drogę. Skręt w lewo zakończył się zsunięciem w rozpadlinę Skrzyżowanych Nóg. Wydobycie się z niej wymagało pomocy Dłoni podtrzymującej kuperek.
Droga powrotna wcale nie była wcale łatwiejsza. Cibi zaryzykował bezpośredni zjazd z Uda na płaskowyż Posłanie. Tylne pazurki nie miały jednak atestu himalajskiego i puściły w decydującym momencie. Najbardziej ucierpiał na tym nos.
Caron nie podjęła ryzyka i spokojnie wróciła do Pierwszej bazy w Posłaniu dobrze znaną, acz dłuższą drogą.
Niezrażony niefortunnym lądowaniem Cibi spróbował bardzo stromego podejścia Plecy. Na razie próba skończyła się na wysokości dziesięciu centymetrów. Musi jeszcze trochę potrenować.
Po raz pierwszy została postawiona przed dzieciakami miseczka z kocim mlekiem. Przodownik pracy Cibi widząc chłepczącą je mamę dzielnie zanurkował pyszczkiem w nieznaną biel. Puszczanie baniek nosem nie jest może najlepszą metodą jedzenia, ale początek został zrobiony. Jak to mówią: Pierwsze koty za płoty!, a raczej: Pierwsze krople mleka w nosie za nami!
Często siedzę w kojcu pozwalając zdobywać się, obserwując zabawy i toaletę. Nastąpiło już pierwsze bliskie spotkanie trzeciego stopnia z ciotką Bajrą, która wskoczyła do kojca. Bez zbytniego entuzjazmu obwąchała drepczącego w jej kierunku malucha. Przezabawnie wyglądała taka miniaturka obok posągowo siedzącej Bajry. Szkoda, że nie miałam w ręku aparatu.
Cortina od tyłu wygląda bardzo śmiesznie - puchaty kulisty tyłeczek na małych łapkach z zadartym dziarsko na plecy ogonkiem. Cibi jest bardzo zabawowym stworzonkiem. Bawi się z matką, z rodzeństwem, nawet z moją ręka łaskoczącą go po brzuszku. Słodziak. Wszędzie jest pierwszy, wszędzie musi wetknąć nosek.
|
|
|