Sezon zostaje oficjalnie otwarty późnym latem. Od razu łowami na grubego zwierza. Przez otwarte okno balkonu wlatuje do mieszkania ogromna ćma. O tym, że pościg rozpoczęto informują mnie odgłosy z kuchni. W takich momentach pełen zakaz kociej obecności na blatach kuchennych odchodzi w niepamięć, a brzęk strącanych sztućców radzi rzucić okiem na teren polowania.
W trosce o całość wystroju mieszkania muszę - chcąc nie chcąc - włączyć się w pościg. Sztuką jest złapać owada wcześniej, niż Sońka. Dla niej nie istnieją przeszkody. Ze wzrokiem wlepionym w ćmę nie patrzy, którędy i dokąd biegnie.
Zdeptana w przelocie przez Sońkę Bajra z oburzonym pomrukiem wynosi się w jedynie bezpieczne miejsce, do umywalki.
Wszystkie przedmioty nagle stają się przezroczyste, a kocica zwykle poruszająca się bezszkodowo, zamienia się w rudy taran zmiatający wszystko po drodze.
Mecz nie zostaje rozstrzygnięty. Ćma zaszywa się gdzieś w niedostępne zakamarki i myśliwy traci zainteresowanie. Ja też. Do następnego razu.