Szykuję obiad w kuchni. Proszę męża, żeby położył obrus. Po chwili słyszę z pokoju Przepraszam!. To mąż stara się grzecznie wyprosić Bajrę ze stołu. Za parę sekund ponowne Przepraszam! z ciut mocniejszym naciskiem. I następne Przepraszam! tonem rozpaczliwo-błagalnym.
Wchodzę do pokoju, niosąc talerze z zupą w obydwu rękach i ze śmiechu o mało nie wylewam wszystkiego na podłogę.
Bajra leży na środku stołu w pozie niedbałej brzuchem do góry, przykryta obrusem. Nad nią stoi mąż z ponurym wzrokiem. Mówi: Stawiaj talerze na niej, nie mamy wyjścia.
Opanowałam z trudem śmiech (zupa!) i podeszłam do stołu. To wystarczyło, by Bajra spłynęła spod obrusa na podłogę z niezadowoleniem machając ogonem na boki.